– Na święta jedziemy do Szklarskiej Poręby – jej mama wyraźnie zadowolona przez telefon tłumaczyła, jak będzie wyglądał ich świąteczny czas. Julii było wszystko jedno – nie miała ochoty na święta, nie miała ochoty w ogóle wstać z łóżka. Chciała zasnąć. Już nie płakała, ale na samą myśl o tym, że właśnie straciła pracę, którą tak bardzo kochała i która w ostatnim roku była całym jej życiem, zaczerwieniały jej się oczy.
Wprowadzała na rynek nowy produkt, wiązało się z tym mnóstwo pracy, dlatego pracowała po godzinach i w weekendy. Na pytanie o nadgodziny słyszała za każdym razem – w tej firmie nie uznajemy nadgodzin. Nawet to jej nie zatrzymało. Weszła do nowej firmy po trudnym rozwodzie, zmęczona zdradami męża, psychicznie sprowadzona na samo dno. Jej poczucie własnej wartości nie istniało, a w ogóle co to było? Po roku ciężkiej pracy, poniżania i mobbingu, który uwielbiali jej szefowie, podziękowano Julii za współpracę. Już nie była potrzebna, bo projekt świetnie przyjęto na rynku. W głębokiej depresji zebrała siły i poprosiła o pomoc. Tabletki ją wyciszały, ale żal siedział tak głęboko w sercu, że ani myślał, żeby je opuścić. Nie widziała sensu życia, a raczej próbowała go znaleźć każdego dnia, bez skutku.
Szklarska Poręba – pomyślała. – No dobra, góry, mój ulubiony stromy szlak na Szrenicę, może już tam zostanę? W samochodzie siedziała z tyłu. Za oknem uciekał biały, piękny, śnieżny krajobraz. Miała ze sobą wszystko, co potrzebne do wyjścia w góry. Wiedziała, że rodzice z nią nie pójdą, bo to zbyt duży wysiłek. Zastanawiała się nawet nad tym, czy z tej Szrenicy wrócić. Skoro nikomu nie jest potrzebna… Pensjonat znajdował się niedaleko szlaku na najwyższy szczyt. Miała już opracowaną całą trasę. – W zasadzie kocham góry, mogę tu zostać – tę opcję rozważała całkiem na poważnie. Oszacowała, że na szlak wyjdzie w pierwsze święto.
W Wigilię po kolacji wzięła do ręki telefon. Otworzyła aplikację randkową, chociaż rzadko tam zaglądała. Zastanawiała się, kto w Wigilię siedzi na tinderze. I nagle jej oczom ukazał się przystojny brunet, wysoki, pięknie ubrany, dobrze zbudowany. Miał ciepłe spojrzenie i chyba to ją najbardziej urzekło. Przesunęła w prawo. Zaczęli pisać. Przepraszał, że w taki dzień, ale poczuł się samotnie w te święta. Julka wręcz na odwrót, rodzice zadbali o to, by czuła się wspaniale, chociaż nie wiedzieli tak naprawdę, co przeżywa. – To może jutro przyjadę do Ciebie, jeśli to nie przesada i zabiorę Cię na spacer i grzane wino? – napisał. – Dlaczego nie – odpisała, chociaż jej entuzjazm nie był zbyt wielki.
– Idę na randkę o 16:00 – rzuciła rano przy śniadaniu. – Na randkę, tutaj? Z kim? – dopytywała jej mama. – Z takim facetem z Czech, przyjedzie tu i pójdziemy na spacer. – Dziecko, a masz w co się ubrać, może czegoś poszukamy? – powiedziała mama. – Mamo, daj spokój, idę w dżinsach.
O 15:55 napisał, że jest. Mama ukradkiem zerkała przez firanę. Umierali z ciekawości. Julia zeszła na dół, a on spojrzał na nią błękitnymi oczami i uśmiechnął się od ucha d ucha: – Antoni, idziemy? Rozmawiali po angielsku. Usiedli w karczmie, zamówili grzane wino i śmiali się z dobrą godzinę. Była źle ubrana, nieuczesana i bez makijażu. Na spacerze chwycił ją za rękę, przytulił i powiedział: – Jesteś piękną i mądrą kobietą, ale tyle smutku w Twoich oczach. Co mogę zrobić? – Bądź – odpowiedziała. Spacerowali tak po Szklarskiej Porębie, rozmawiając o wszystkim, jakby znali się od zawsze. Wlał w nią tonę optymizmu i wartości, a ona odwdzięczyła się tym samym. Zbudowali się na nowo.
Julia nie poszła w góry. Kiedy wróciła, cały pensjonat spał. Antoni odjechał, mieli kontakt jeszcze wiele miesięcy. To nie była miłość, to był znak. Dla obu. I nowe otwarcie. Do dzisiaj składają sobie życzenia na święta…
Wypatrujcie swoich Aniołów! Święta to szczególny czas, bywa, że spadają z nieba.
Życzę Wam spełnienia!
„Sukces po poznańsku”