Michał. Nie wiem, jak to robił, ale codziennie znajdowałam listy od niego w szkolnej szafce. Chodziłam do drugiej klasy szkoły podstawowej. Rodzice odbierali nas ze szkoły na Dębcu o tych samych porach. Zawsze się do mnie uśmiechał, chociaż nigdy nie mieściłam się w szkolny, granatowy fartuszek. Jakoś nie odwzajemniłam tej miłości. Zakochałam się za to będąc nastolatką. Był dwa lata starszy ode mnie. Mieszkał w bloku nr 18 na osiedlu Stefana Batorego. Brunet o niebieskich oczach. Za każdym razem, kiedy mama widziała nas spacerujących za rękę, wołała mnie do domu. Wolała, żebym się uczyła. Przyjeżdżał po mnie do szkoły czerwonym maluchem z napisem „Cinek”. Jadłam u niego najlepsze kanapki z szynką i musztardą, które szykowała jego mama. Nastoletnie związki to efekt buzujących hormonów. Kończyły się szybko (śmiech). Z wiekiem miłość staje się inna, dojrzalsza, mądrzejsza. Zbudowana doświadczeniem.
Przeszłam kilka romansów, związków, ślub, a potem burzliwy rozwód pozbawiony normalności. Depresję, traumę. I wiecie co? To wszystko mija, a uwolnienie się przynosi oddech. I przynosi szczęście. Dziś o tym wiem. Definiuje nas odwaga, a budują wspomnienia. I chociaż upadamy, to tylko od nas zależy, czy się podniesiemy. A potem jest tylko łatwiej. Rośnie w nas niezwykła siła, która pozwala rozumieć i łapać dystans. Bo każdy zasługuje na szczęście.
21 sierpnia 2018 roku wysłałam „Superlika” na portalu randkowym pewnemu mężczyźnie. Długo rozmawialiśmy. Na pierwszą randkę umówiliśmy się w połowie drogi łączącej nasze domy. Nad jeziorem w Mierzynie padał deszcz. Zeszłam ze schodów, a za plecami pojawił się on. Usiedliśmy na ławce, on wyjął zapakowane babeczki z owocami i mój ulubiony tort pralinowy od Sowy. Nie wiedział, że go lubię. Rozmawialiśmy, spacerowaliśmy, na końcu podarował mi pomidory z ogródka rodziców i mnie uściskał. Był tak normalny, że aż nie wierzyłam, że to jest w ogóle możliwe. Od tego czasu minęło kilka lat. Wciąż zrywa mi pomidory, tańczy ze mną, kiedy wracam do domu po ciężkim dniu, przytula, gotuje lepiej ode mnie, dba o to, żebym miała owsiankę, kiedy wstanę. Przepuszcza mnie w drzwiach, zabiera ciężkie zakupy, trzyma za rękę. Nigdy się nie pokłóciliśmy. Jest przyjacielem mojego życia, moją największą miłością. Bo życie nabiera innego sensu, kiedy możemy dzielić je z kimś, kto sprawia, że nawet deszcz za oknem przestaje działać na nerwy.
Miłość to nie drogie prezenty, krzyk, wycieczki samolotem, szantaż emocjonalny, buractwo, smartfony, wystawne kolacje, kłamstwa i brak czasu dla drugiej osoby. Miłość to wsparcie, bycie blisko, tęsknota i długie rozmowy. To kompromis i dojrzałość. Miłość mówi dobranoc i dzień dobry. Miłość niesie przez życie. Z okazji Walentynek życzę Wam dużo miłości! I jeśli są wśród Was samotne dusze, życzę Wam tyle dobra i dobrych serc, ile tylko potraficie unieść. Ponad podziałami.
– A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? – spytał Krzyś, ściskając Misiową łapkę. – Co wtedy?
– Nic wielkiego – zapewnił go Puchatek. – Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika.
Alan Alexander Milne, Kubuś Puchatek
„Sukces po poznańsku”