Na peronie w Palędziu świeciło słońce. Wiał zimny, przeszywający wiatr. Resztki zamarzniętego śniegu chrupały pod butami. Opóźniony pociąg Regio ze Zbąszynka do Poznania zwiększył opóźnienie do 30 minut. Był 22 grudnia. W głowach ludzi zdenerwowanych zaistniałą sytuacją przemykały listy zakupów, ostatnie prezenty do odebrania, ostatnie zadania w pracy przed świętami. Wszyscy byliśmy spóźnieni. Mała dziewczynka ubrana w czerwony beret uśmiechała się do każdego, kto nerwowo przechodził obok niej. – Mamo, dlaczego ludzie są smutni? – zapytała. – Przecież idą święta i będzie fajnie. – Ludzie się denerwują, bo jest im zimno i są spóźnieni do pracy – odpowiedziała kobieta głaszcząc córkę po głowie. – To może jakoś można im pomóc? – mała nie dawała za wygraną. Wyciągnęła z plecaka tabliczkę gorzkiej czekolady z orzechami. Małymi rączkami w rękawiczkach podzieliła ją na kawałki. – Proszę się poczęstować – podeszła do mężczyzny około czterdziestki nerwowo wypatrującego pociągu. Ten spojrzał na nią a jego twarz zmieniła się nie do poznania. – Dziękuję, jakoś od razu lepiej się zrobiło na tym peronie – odpowiedział a dziewczynka ze zmarzniętymi, czerwonymi policzkami uśmiechnęła się od ucha do ucha. – Wesołych świąt! – powiedziała po kolei do każdego na peronie. Przyglądałam się jej mamie jak z dumą obserwuję swoją Julkę, jak odrobina dobrej woli rozjaśniła peron w Palędziu i jak można inaczej.
Po 45 minutach, zziębnięci, ale w dobrych nastrojach wsiedliśmy do pociągu. – Dzień dobry! – krzyknęła dziewczynka przy drzwiach. Przez całą drogę, a było to zaledwie 12 minut, uśmiechała się do ludzi, chodziła po pociągu życząc wszystkich Wesołych Świąt Bożego Narodzenia. Miała na sobie kolorowe rajstopy, spódniczkę w Gwiazdory, czerwony beret i piękne, kręcone blond włosy. Biło od niej ciepło i niesamowita wola uszczęśliwiania wkurzonych ludzi, którzy używali najróżniejszych słów opisując opóźnienie pociągu, a co za tym idzie – opóźnienie wszystkiego co w planie następne. Kiedy pociąg zatrzymywał się na stacji Poznań Główny Julka ubrała szalik, rękawiczki i stojąc z pustymi opakowaniem po czekoladzie powiedziała do nas wszystkich: „Wesołych świąt, mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy!” Mama wzięła ją za rękę i wyszły.
I tak sobie pomyślałam, że w codziennym biegu, stresie i natłoku spraw zapominamy jak ważne są małe rzeczy. Jak istotny jest gest drugiego człowieka, jego uśmiech, chwila uwagi, która nic nie kosztuje, kilka ciepłych słów. Jak w ciągłym zawirowaniu, stosie problemów, smutku, niepokoju o przyszłość, kolejnych obowiązkach ważny jest człowiek i jego otwarte serce. Dziś, z tego miejsca, życzę Państwu tego, by częściej się zauważać. Nic nie zastąpi nam życzliwości, miłości, przyjaźni i serdeczności. Nic nie zastąpi nam człowieka.
Julkę spotkałam jeszcze kilka razy. Za każdym razem uśmiechała się do mnie całą sobą. Za każdym razem odwzajemniałam jej uśmiech. Tym razem to ja miałam dla niej czekoladę.
„Sukces po poznańsku”