Siedziałam na ławce w parku. Z lewej strony dwoje staruszków obejmowało się czule. Park Sołacki o tej porze roku wygląda nieziemsko. Kolorowe liście mieszają się z odbiciem wody, dając niezwykły pejzaż rozmaitości. Obok przechodziła kobieta z dwójką dzieci. Mały chłopiec zbierał z trawnika liście. – Mamo, zobacz, jakie piękne, wstawimy do wazonu? – Wstawimy – odpowiedziała piękna blondynka o długich włosach. – Zbieraj, jesień jest piękna. Trudno oddychało się w maseczce, parowały mi okulary. Trochę bolała głowa. Wiedziałam jednak, że bez tego w dzisiejszych czasach nie da się funkcjonować. Ale zaraz, przecież da się – pomyślałam, spoglądając na młodych chłopaków jadących na deskorolce. – Gdzie macie maski? – zapytałam. – W d… – rzucili i wybuchł gromki śmiech. Żal mi było starszego małżeństwa, które patrzyło na to, co się dzieje z ogromnym zdziwieniem. Pomyślałam sobie, jak można być tak samolubnym, egoistycznie patrzącym przed siebie. Jak można w dzisiejszym, trudnym czasie tak nie szanować innych ludzi, lekceważyć ich życie. Nosiłam i noszę maskę nie tylko dla siebie, ale dla innych, żeby ich nie zarazić, bo przecież mogę przechodzić koronawirusa bezobjawowo. Tego nauczyli mnie rodzice – żeby dbać o innych. Dziś często tej lekcji brakuje.
Rozglądając się wokół, myślałam o ludziach, których pandemia dotknęła bezpośrednio. O chorobie, dramatach rodzinnych, o upadających firmach, depresjach, braku perspektyw, o codziennej walce o przetrwanie. O tych wszystkich branżach, które robią, co mogą, żeby przeżyć. O nadziei, która wciąż tli się w sercu. I o pytaniach w głowach: kiedy to wszystko się skończy? I przypomniał mi się cytat Jana Pawła II: „Wczoraj do ciebie nie należy. Jutro niepewne… Tylko dziś jest twoje”.
Uśmiechnęłam się przez maskę do staruszków obok. Pewnie tego nie widzieli. Powiedziałam: – Do widzenia, życzę zdrowia. I usłyszałam coś, czego się nie spodziewałam: – Proszę żyć, jest pani jeszcze młoda, proszę walczyć o swoje marzenia, swoją wolność i swoje jutro. Proszę się uśmiechać. Lepsze jutro nadejdzie. Każda wojna się kiedyś kończy. A czas boleśnie nas doświadcza. Może właśnie dziś piszemy sprawdzian z człowieczeństwa.
Z drzew leciały liście. Słońce przedzierało się przez ich jeszcze gęste korony. Podniosłam jeden z nich. Miał kolor żółto-czerwony. Stoi w wazonie na stole w moim domu. Jest symbolem listopada. Symbolem lepszego jutra.
„Sukces po poznańsku”