Nad Domem na Klonowym Wzgórzu wschodziło słońce. Kogut z impetem zapiał, kot leniwie przeciągnął się na tarasie. Stała i patrzyła na góry. Kochała je od lat. W ogrodzie powiewały białe firanki w oknie zaślubin, panowie ustawiali ławy i krzesła. Zeszła na dół. Wzięła kilka białych firan, udekorowała meble, zerwała jeszcze gałązki trzmieliny. Otarła kurz i łezkę wzruszenia.
Z domu wydobywał się zapach domowego obiadu. Ludzie nerwowo krzątali się po pokojach, zerkając na zegarki. Poszła na tył domu. Wzięła głęboki oddech. Słońce padało na twarz, wiatr delikatnie muskał jej włosy. Uśmiechnęła się do siebie. Była nadzwyczaj spokojna, bo wiedziała, że za plecami, w tym wyjątkowym domu, po prostu ma swoje wszystko.
Kiedy Krzysztof zagrał jej ukochany utwór „The Moment”, dumnie z tatą szła do Niego. Prawie rozryczała się jak dziecko, ze szczęścia. Świat w Jego oczach był po prostu lepszy. Świat w Jego oczach był i jest jej światem. To w Jego oczach, duszy i sercu znalazła to, czego tak długo szukała – spokój, szacunek, zrozumienie, odrobinę szaleństwa i wielką miłość. Trzymali się za ręce, przysięgając życie, a ona była pewna jak nigdy wcześniej, że tylko z nim chce liczyć zmarszczki i tylko z nim dbać o każdy dzień razem.
Ta miłość, dobijając do swojego portu, przyciągnęła za sobą kilkanaście wspaniałych dusz. Ludzi, których wymarzyła sobie z biegiem lat. Ludzi, którzy byli przy niej na dobre i na złe. Była też w miejscu, które sobie wymarzyła. Patrzyła przed siebie i była spokojna. Wiedziała, że nieważne co wydarzy się w jej życiu, ma przy sobie ludzi, którzy nigdy nie pozwolą jej zabłądzić. Że nieważne kto i gdzie będzie próbował strącić ją z góry, ona tam wejdzie jeszcze wiele razy. Bo prawdziwi ludzie dzisiaj to wielki skarb, a prawdziwa miłość nadaje sens każdemu oddechowi.
Jestem szczęściarą, bo mam Ludzi. I mam Ciebie. I niczego już nie potrzebuję, bo cały mój świat zamknięty jest w Twoich oczach.
„Sukces po poznańsku”